Bialkowski Bialkowski
2411
BLOG

Trzeba się zdecydować, chemioterapia!

Bialkowski Bialkowski Rozmaitości Obserwuj notkę 35

“Home, sweet home” co po polsku można odnieść do “wszędzie dobrze ale w domu najlepiej” odczułem przekraczając próg wsparty o ramię żony. Nie było mnie mniej niż tydzień a czułem się jakby minęły lata. Te ściany, te schody wyglądają jakoś inaczej, ogród wygląda inaczej, drzewa wyglądają inaczej, kwiaty wyglądają inaczej, cały świat wygląda inaczej. Inny nastrój i chyba już inne życie. Na razie trzeba dojść do formy. Łatwo powiedzieć, gdy samemu nie można zejść po schodach, gdy nie można załatwić się “po męsku”. Jeszcze nie brałem prysznica i muszę to kiedyś zrobić. Decyduję się po 10 dniach i mimo asysty żony “widzę ciemność”. Mam ciągle dużo czasu na lekturę. Po “Lalce” przyszedł czas na “Chłopów” widzianych “Bystrymi oczami Reymonta”. Ciągle też się modlę, polecając się Janowi Pawłowi II. On na pewno mi pomoże i wyniki patologi będą dobre. Myślę ciągle o śmierci. Co jest po tej drugiej stronie? W takim stanie trudno o tym nie myśleć. Probuję odpowiedzieć na to pytanie za pomocą racjonalnych argumentów, za pomocą “szkiełka i oka” i nic. Raczej na “nie”, ale tęższe głowy w przeszłości łamały sobie zęby na tym problemie. Pozostaje tylko wiara i tu jest już lepiej. Wierząc mamy nadzieję, wierząc mamy szansę na lepsze życie po śmierci. Ten kto nie wierzy nie ma takiej nadziei a być może i nie ma takiej szansy, ale to już podstawa do innych dywagacji. Ja wierzę i myślę, że moi bliscy, którzy są już po tamtej stronie pomagają utrzymać mi tą wiarę. Miałem wtedy makabryczny sen, a przynajmniej tak mi się wydawało. Sniło mi się, że wszedłem do grobu swego ojca, który umarł gdy miałem 4 lata. Znalazłem się w korytarzu bardzo ciemnym i stojący na początku tego korytarza jacyś młodzi ludzie, jakby bramkarze w dyskotece, powiedzieli, że jest to wejście na przyjęcie, które organizuje mój ojciec i nie wpuszczą mnie zanim on nie przyjdzie aby mnie wprowadzić. Obudziłem się bardzo wystraszony czekając na niego. Myślałem wtedy, że to bardzo zły sen świadczący o bliskim końcu. Teraz po latach interpretuję go inaczej. Po prostu to nieprzyjście ojca świadczyło, że jeszcze nie nadszedł mój czas.Dał mi on to do zrozumienia i taki był cel tego snu. To jest ta moja wiara, to te dowody nienamacalne “szkielkiem i okiem”, że po drugiej stronie też jest życie. Mój ojciec poprzez sny podtrzymuje we mnie taką wiarę. Teraz już nie boję się śmierci bo wiem, że potem dalej będę żył, nie popadnę w niebyt bo to chyba było by najtragiczniejsze. Żyjemy według zasad, staramy się być dobrymi dla wszystkich ludzi i potem ma to “iść psu na budę”? Nie, ten kto organizował Świat, Wszechświat nie mógł zrobić takiej fuszerki. Wszystko ma swój ciąg, kontynuację, wszystko jest oparte na sile doskonalenia się, dusza też i niemożliwym jest aby wraz z ciałem umierała w stanie tak niedoskonałym.

 

Po dwóch tygodniach jest już lepiej a po trzech decyduję się iść do pracy. O prowdzeniu samochodu mowy nie ma, ale na szczęście żona pracuje blisko, więc jeździmy razem. Przyszedł też czas na kontrolę ambulatoryjną. Pierwsze spotkanie po operacji z chirurgiem przyniosło rozprężenie, przekłucie tego balona nabrzmiałego niepewnością. Niepewność zawsze jest najgorsza, gorsza nawet od najgorszej prawdy. Niepewność prowadzi do szaleństw albo do zobojętnienia i depresji. Seaman o tym napisał wcześniej, choroba nowotworowa to już niepewność do końca życia, ale można ją załagodzić właśnie takimi wiadomościami jakie miał dla mnie do przekazania chirurg. Wtedy wiadomość była najlepsza z możliwych. Jeden nowotwór w stadium I drugi w fazie IIA (patrz wpis “Od polipa do nowotworu”). Szanse moje wzrosły i to znacząco. Dawano mi 50-60% a histopatologia podniosła je do 85-90%. Wszystkie ponad 50 próbek węzłów chłonnych były wolne od komórek rakowych. Nie dostały się one do naczyń limfatycznych a to już coś. I to był właśnie ten mały cud. Cud, który wymodlilem i jestem pewien wstawiennictwa mojego protektora, tam po tamtej stronie. Obwołałem swoim protektorem Jana Pawla II, naszego papieża, który kiedyś dotknął mego czoła i poblogosławił. Teraz mam jego podobiznę przyklejoną do komputera i wiem, że on mi ciągle pomaga. Dostałem kopię raportu patologa i w domu przestudiowałem ją słowo po słowie. Inna dobra wiadomość to to, że nowotwór był średnio-złośliwy, czyli rósł średnio-szybko. Jego odnowienie się, jest też o wiele mniej prawdopodobne niż tego o dużym stopniu złośliwości. Mimo tych wszystkich dobrych wiadomości, muszę skontaktować się z onkologiem. Polecają pewną panią doktor, rodem z Chorwacji. Umawiam się na wizytę.

 

Opatrunki zdjęte, rana zabliźnia się z każdym dniem coraz szybciej a ja dochodzę do pełnej sprawności. Z panią onkolog mam dość długą dyskusję.Ona zna ten problem z praktyki, ja jestem teoretykiem. Zaleca mi wzięcie chemioterapi. W stanie IIA decyzję pozostawia się choremu. Przeczytałem publikacje na ten temat i statystyczny wzrost przeżywalności tych poddanych temu procederowi nie przekracza 3%. Margines błędu statystycznego. Myślę o tym dość sporo. Wiem co niesie za sobą ta „chemia“. Przede wszystkim to 12 wlewów w odstępach dwutygodniowych. Co w tym czasie przeżywa pacjent, jak fatalnie się czuje nie trzeba mówić. Co się dzieje z jego systemem odpornościowym, lepiej nie mówić. Ulega on totalnemu rozregulowaniu i po zakończeniu wszystkich cyklów może nie wrócić do równowagi. Może zostać zaktywowany i niebezpieczeństwo choroby autoimmunologicznej a conajmniej przewlekłej alergii jest bardzo prawdopodobne. U mnie skończyło się na tym drugim ale o tym innym razem. Z drugiej strony jednak w stadium IIA guz już jest w pełnej styczności z układem krwionośnym i te złe, złośliwe komórki mogą już być w krwiobiegu. Mogą już też zadomowić się w jakimś organie (np. wątrobie) w postaci tzw. mikrometastazy i dać zaczyn do wzrostu przerzutu nowotworowego. Chemioterapia może to zabić, ale nie musi o czym świadczy ten marginalny wzrost przeżywalności. Argumenty pani doktor troche mnie zaskoczyły, ale były dość „praktyczne“. Powiedziała mi, że jestem młody, zdrowy i mam dobre ubezpieczenie. Ta młodość i zdrowość zabrzmiała w moich uszach co najmniej dziwnie, jak nie prowokująco. Na pewno nie odebrałem tego jako komplementu. Przeświadczenie, że za darmo cię podtrują też nie było zachęcające. W końcu mimo tych obiekcji podjąłem decyzję na TAK. Przeważyła uwaga pielęgniarki, która powiedziała, że powinienem wziąść aby uniknąć problemów za jakieś 10 lat. Przede wszystkim uwierzyłem po raz pierwszy, że mogę przeżyć jeszcze 10 lat.

 

Pierwszym etapem były badania przygotowawcze, czyli analiza krwi i serca. Minęły już trzy miesiące od operacji, więc jestem w pełni zregernerowany. Serce jak dzwon, ciśnienie krwi jak u dwudziestolatka. Trzeba teraz wszczepić tylko port z rurka wprowadzoną do żyły aby był stały dostęp igły wlwowej. Wlewanie do żył widocznych pod skórą po pewnym czasie staje się niemożliwe i następuje często martwica żył. To jest dość inwazyjny zabieg w pełnym uśpieniu, podobnie jak kolonoskopia. Wszczepiono mi port pod skóre pod lewą pachą. Pociągnęło to za sobą potrzebę łykania tabletek obniżających krzepliwość krwi, bo jednak spory kawałek obcego ciała znalazł się w mojej żyle, który mógłby powodować skrzepy.

 

Przez pierwszy rok miałem też zaplanowane co trzy miesiące badanie „CT-scanem“. Co wynikło z pierwszego badania oraz jak przebiegła chemioterapia napiszę już następnym razem.

 

Bialkowski

CDN

Bialkowski
O mnie Bialkowski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości